Czy doszłoby do zamachu na polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, gdyby...

...były premier Donald Tusk odmówił premierowi Władimirowi Putinowi obecności w Katyniu w dniu 7 kwietnia 2010 r. w celu poświęcenia kamienia węgielnego pod cerkiew prawosławną, która miała stanąć obok polskiego cmentarza wojennego, a więc na trzy dni przed oficjalnymi obchodami 70 rocznicy śmierci polskich oficerów zamordowanych na rozkaz Stalina?

Odpowiedź brzmi NIE. Nie byłoby tej zbrodni, gdyby nie wizyta polskiego premiera w dniu 7 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Czy można tę tezę udowodnić? Myślę, że tak.

W pierwszej kolejności musimy sobie odpowiedzieć na pytanie kiedy i gdzie podłożono ładunki wybuchowe w rządowym TU-154M o numerze bocznym 101? Jeszcze do niedawna większość osób, która interesuje się genezą tej katastrofy skłaniała się do tezy, że ładunki te zostały podłożone w czasie remontu rządowego samolotu w zakładach lotniczych w Samarze, których właścicielem jest dobry znajomy Władimira Putina Oleg Dieripaska.

Czy tę tezę da się obronić? NIE. Z prostego powodu, takie ładunki mogły być łatwo wykryte przez polski personel naziemny serwisujący rządowy samolot. Chodzi szczególnie o te ładunki, które podłożono przy napędach śrubowych klap i w pobliżu centropłata.

Rozerwanie masywnego centropłata oraz rozrzucenie w promieniu kilkadziesiąt metrów pasażerów, którzy znajdowali się blisko epicentrum wybuchu (salonka nr 3) oraz odczucie fali uderzeniowej przez milicjantów Emczeesu, którzy znajdowali się kilkaset metrów od miejsca przyziemienia tupolewa wskazują, że doszło do wybuchu kilkudziesięciu kilogramów materiału wybuchowego.

Gdzie i kiedy umieszczono tak dużą ilość materiału wybuchowego? W Warszawie? Mało prawdopodobne. Pozostaje Smoleńsk, a konkretnie dzień 7 kwietnia 2010 roku. Tego dnia rządowa maszyna przez kilka godzin była beż jakiejkolwiek ochrony przez polskie służby specjalne.

Przypisy:

1. Anatomia upadku II kwietnia 2014 https://youtu.be/pqowmhFGNlQ